środa, 13 stycznia 2016

Rozdział 3

Noc minęła zadziwiająco spokojnie – cisza przerywana tylko kilka razy skrzeczeniem Dziobokła, którego coś ciągle zrywało ze snu lub po prostu był zbyt wypoczęty, by zasnąć. Zrobiło się to na tyle wkurzające, że Sylwester nie mógł się powstrzymać przed trzepnięciem zwierzaka raz czy dwa. Kiedy pierwsze promyki słońca zaczęły przemykać się przez splątane gałęzie drzew nad ich głowami, zwierzak spał jak zabity.
- Dupek – skomentował Sylwester, podnosząc się z ziemi, by po chwili szturchnąć Kleszcza, by ten się obudził.
- C-co? - wyjąkał rudzielec, rozglądając się.
- Ruszaj tyłek, idziemy! - odpowiedział starszy kolega.
Kleszcz podniósł się i usiadł, próbując otrzepać się z wszystkiego, co poprzyczepiało mu się do bluzy w czasie snu.
Tymczasem Dziobokieł, który wówczas nie był niczym więcej niż tylko kłębkiem futra i piór leżącym na ziemi wydał z siebie szereg odgłosów mających na celu zasugerowanie chłopakom, że robią za dużo hałasu, gdy on próbuje spać.
- Mówiłeś coś o jakimś mieście, nie? - stwierdził Sylwester, grzebiąc w plecaku bez zwracania uwagi na zwierzaka.
- Myślałem, że wziąłeś do za głupoty. - zdziwił się Kleszcz.
- Masz rację – odpowiedział starszy kolega i wstał z ziemi, klepiąc go po ramieniu. - Zbieraj się, chodźmy.
Rudzielec wzruszył ramionami i powoli podniósł się śladem kolegi, trącając nogą Dziobokła, by ten się obudził. Zwierzak wyraźnie niezadowolony dał im znać, że nie ma zamiaru się ruszać, więc Sylwester wziął go na ręce i (mimo protestów) wcisnął do plecaka kolegi i już zamierzał się, by zasunąć zamek, ale oto dziób zwierzaka otworzył się i zanurkował w kierunku jego dłoni, by bez ostrzeżenia zatrzasnąć się na niej, wbijając ostre zęby w skórę. Chłopak wypuścił z siebie jakieś zduszone przekleństwo i cofnął rękę, a niepokorne stworzenie wbiło w niego ślepia z niewypowiedzianym wyrzutem.
- Zrozumiałem - warknął Sylwester, dając sobie spokój.
- Nie krzycz na niego - powiedział Kleszcz, głaszcząc zwierzaka po głowie.
Ten zmrużył oczy i pokornie ułożył się w plecaku na przekór temu, co wyprawiał chwilę wcześniej.
- Nie będzie cię lubił - stwierdził rudzielec, poprawiając plecak.
- Trudno - mruknął starszy kolega. - Wiesz w ogóle którędy musimy iść, by dotrzeć do tego twojego "Miasta Inżynierów"?
Nastał moment nieprzyjemnej ciszy mąconej skrzypieniem gałązek pod ich stopami.
- A skąd mam wiedzieć? - odpowiedział w końcu Kleszcz. - Tylko... eee, usłyszałem.
- Przydałbyś się na coś. Chociaż raz! - stwierdził starszy kolega głosem pełnym frustracji. - To idziemy dokądkolwiek. W końcu znajdziemy!
Rudzielec skinął głową. Poczuł się trochę zawstydzony i urażony stwierdzeniem Sylwestra, ale nie dał tego po sobie znać. W końcu takie wady ma bycie młodszym bratem (lub kolegą - jak było w tym wypadku). Pogłaskał Dziobokła po nastroszonych piórach na głowie i poprawił plecak na ramionach, by nie przeszkadzał w wędrówce. Super, zaczęli iść "dokądkolwiek". Na pewno daleko zajdziemy, pomyślał Kleszcz, ale słaby humor szybko opadł i ustąpił, gdy wrócił wspomnieniami do kartki wciśniętej do kociej figurki, która wciąż była w jego plecaku. O Mieście Inżynierów zasłyszał przypadkiem i nie dałby głowy, że owa plotka na sto procent okaże się prawdą, ale w głębi duszy wiedział, że kod zapisany na kartce rzeczywiście może zaprowadzić ich w jakieś ciekawe miejsce. Czy w dobrym sensie ciekawe - to już pojęcie względne. Wszystko miało okazać się w najbliższej przyszłości.
***
Leśny krajobraz okazał się równie monotonny, co trawiasta równina czy nawet niektóre części Wichrogrzbietu. Jednakże wpadł im w gust o wiele mocniej niż dwie wyżej wymienione opcje. Po pierwsze - w powietrzu nie unosił się tak przykry i nieprzyjemny zapach jak w mieście, a po drugie - poczuli zew zbliżającej się przygody. Dziobokieł szybko wymknął się z plecaka, by pokonywać odległość na własnych nogach, co wbrew pozorom czynił bardzo sprawnie i zręcznie, dając sobie radę z wystającymi korzeniami drzew i innymi przeszkodami. Będąc zwierzęciem równinnym, zaskoczył chłopców swoim przystosowaniem. Odważę się nawet powiedzieć, że radził sobie lepiej niż oni. Kleszcz nieraz zaliczył wywrotkę, a Sylwek całe ręce miał podrapane od odgarniania gałęzi. Chłopcy byli jednak zbyt podekscytowani faktem, że Wichrogrzbiet pozostawili za sobą i czeka ich nowa przyszłość. Nie imało się ich zmęczenie ani narzekanie chociaż minęło jeszcze dużo czasu zanim wędrówka zaczęła iść im o poziom szybciej niż ślamazarnie. Okolica wraz z postępem wędrówki wydawała się coraz bardziej zachęcająca. Brudnoszary brąz i niekiedy nawet czerń ustąpiły, dając miejsce zieleni. Kilka razy zdarzyło im się ujrzeć ptaki siedzące na gałęziach drzew. Różniły się one jednak od tych spotykanych wcześniej - miały kolorowe pióra, nawet ich skrzeczenie, świergot czy krakanie (jakkolwiek wolicie nazywać odgłosy wydawane przez ptactwo) nie wydawało się tak smutne czy nawet nienawistne.
- Popatrz tu, Sylwester! - przerwał ciszę Kleszcz, wskazując na jedno z drzew o szerokim pniu.
Starszy kolega zatrzymał się i powoli skierował się do drzewa.
- Co? - zapytał.
- Popatrz, tu coś jest napisane! - stwierdził Kleszcz, dotykając rośliny.
Rzeczywiście. Na pniu drzewa widniał napis najpewniej wyryty nożem. Rudzielec jednak nie był w stanie go przeczytać, bo był to inny alfabet - nieużywany w Wichrogrzbiecie.
- Myślisz, że ktoś tu mieszka? - zapytał po chwili.
W jego głosie dało czuć się niepokój.
- No i co? - prychnął Sylwester, opierając się o drzewo. - Fakt, że powycinał jakieś napisy na drzewie ma nas wystraszyć? Śmiało, nie możesz bać się wszystkiego!
- Ja nie boję się wszystkiego! - zaprzeczył Kleszcz. - A to... to może być przecież coś ważnego.
- Ok, będziemy uważać. - przyznał w końcu Sylwester. - Zadowala to pana?
Kleszcz mruknął coś pod nosem, wracając spojrzeniem do tajemniczych napisów. Wśród nich zdołał ujrzeć kilka strzałek. A może to drogowskaz, pomyślał wciąż niepewny.
- Chodźmy! - przyznał w końcu.
Po chwili podbiegł do nich Dziobokieł z upolowaną jaszczurką zwisającą z dzioba. Zwierzak zatrzymał się i spojrzał na nich z politowaniem, by znowu rzucić się gdzieś w krzaki.

Jak? Podoba Wam się? Macie jakieś sugestie, uwagi...? :) Dzięki za uwagę!

2 komentarze:

  1. Całość idzie w naprawdę ciekawym kierunku. Czuję, że spotka ich niezła przygoda! Jak na razie nie potrafię doszukać się złych stron Twojego opowiadania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;) - nawet nie wiesz, co szykuję w 4 rozdziale XD

      Usuń