- Głupie zwierzę - mruknął oczywiście w kontekście pierzastego stworzenia aczkolwiek do Kleszcza także miał pewne zarzuty.
Podniósł z ziemi plecak i narzucił go sobie na plecy. Miał nadzieję, że w miarę szybko uda mu się znaleźć kolegę, bo zaczynał się robić głodny i miał w planach znalezienie jakiejś ostoi ludzkiej cywilizacji, gdzie przynajmniej dało się kogoś okraść.
- Nie dość, że tchórz, to jeszcze idiota. - stwierdził, szukając jakichkolwiek śladów zaginionego Kleszcza.
Coraz częściej dochodzili do momentów, w których nie zgadzali się ze sobą, co denerwowało Sylwestra przywykłego do wydawania poleceń młodszemu koledze, który z biegiem czasu powoli pozbywał się już naiwności. Wciąż jednak powoli.
Szukając wzrokiem jakichkolwiek śladów, natrafił na coś niepokojącego. Na korze jednego z drzew wyryty był jakiś wzór. Nie przypominał on jednak pisma, które ujrzeli po raz pierwszy podczas ich wędrówki, ale dobrze znane litery używane w Wichrogrzbiecie. Były one jednak zrobione chaotycznie - najwyraźniej nożem. I nawet Sylwester, który nie umiał czytać, mógł stwierdzić, że były one zrobione na szybko i nieschludnie. Podszedł do drzewa i dotknął wierzchem dłoni jego kory, by po chwili rozejrzeć się raz jeszcze. Jego wzrok znowu natrafiał na podobne wzory : z każdym kolejnym jeszcze bardziej chaotyczne, po jakimś czasie przestające nawet przypominać litery. Sylwester odsunął się od drzewa, wciąż nie odrywając od niego spojrzenia.
- Szukasz kolegi?
Chłopak odskoczył na bok, odwracając się gwałtownie i ujrzał kobietę w podeszłym wieku ubraną w postrzępiony płaszcz i futrzaną czapkę. Była bardzo niska - niższa od chłopaka o jakąś głowę mimo, że ten nie dorósł jeszcze do granic swoich możliwości.
- Tak - przyznał, wpatrując się w przybyszkę skołowany. - Widziałaś go?
Staruszka posłała mu ponury uśmiech i skinęła głową.
- Tak - odpowiedziała po chwili z cichym westchnieniem. - Ale to z resztą nie jest ważne.
- Jak to "nie jest ważne"!? - wykrzyknął Sylwester. - Powiedz, gdzie go widziałaś...? Coś się stało?
- Chodź ze mną do wioski - zaproponowała staruszka po chwili. - Wszystko ci wyjaśnię.
Chłopak już miał się sprzeczać, ale w końcu uznał to za durną stratę czasu i skinął głową, wyrażając zgodę.
- Zaraz, macie tu jakąś wioskę? - zapytał po chwili.
Nie uzyskał jednak żadnej odpowiedzi, bo jego rozmówczyni żwawym jak na swój wiek krokiem kierowała już się w obranym przez siebie kierunku.
***
Sylwester z niewielkim wstydem musiał przyznać, że momentami nie nadążał za staruszką, która najwyraźniej była zaprawiona w pokonywaniu leśnego terenu. Kilka razy próbował zacząć jakąś rozmowę, ale ona zawsze odpowiadała, że dowie się wszystkiego w swoim czasie, co powoli zaczynało go zwyczajnie wkurzać.
- Daleko jeszcze? - zdecydował się zapytać.
- Nie - odpowiedziała mu, zatrzymując się na chwilę, by przyjrzeć się znakom wyrytym na drzewie. - Już niedaleko.
- Umiesz to czytać? - zapytał z zaskoczeniem.
Ona uśmiechnęła się tylko i mruknęła coś do siebie, by z powrotem ruszyć przed siebie.
Po jakimś czasie dotarły do niego odgłosy typowe dla skupiska ludności. Nie były one intensywne, jak w Wichrogrzbiecie, ale dało się dosłyszeć strzępki rozmowy, dźwięk szurania, gwar. Przyśpieszył kroku, zostawiając nowo poznaną starszą panią w tyle. Dotarli do terenu, gdzie zaczęły zanikać drzewa, dając miejsce rozległej polanie, na której znajdowały się rzędy drewnianych chat. Sylwester poczuł zaskoczenie, bo pod terminem wioska wyobrażał sobie maleńką wieś o zaledwie kilku budynkach. To miejsce wyglądało jednak na dobrze rozplanowane i zadbane. W dużej mierze różniło się także od szarego i brukowanego Wichrogrzbietu. Między chatami znajdowały się drzewa, na których niekiedy widniały drewniane budki. Mieszkańcy owej wioski składowali w nich pożywienie, chroniąc je przed leśnymi stworzeniami.
- Jesteśmy na miejscu - odezwał się z tyłu głos staruszki.
Sylwester zatrzymał się, patrząc na grupę dzieciaków w wieku przedszkolny, ganiających po polanie za skórzaną piłką. Ujrzawszy jednak przybysza, zatrzymały się i wymieniły między sobą zaciekawione spojrzenia, nieraz wskazując na niego palcami. Niczym nie różniły się od przedszkolaków z miasta, ale miały lżejsze stroje i większość z nich chodziła po trwawie boso.
- Kto to? - zapytał jeden z chłopców, przyciskając do piersi piłkę.
Wyglądał na jakieś sześć lat.
- To jest gość i nie wolno wytykać go palcami - skarciła starsza pani. - Wracajcie do zabawy!
***
Po jakimś czasie znaleźli się w jej chacie, gdzie wyraźnie świeciła bieda, ale przynajmniej nie była ona tak szara i cuchnąca jak w Wichrogrzbiecie. Sylwester cieszył się jednak, że wreszcie dotarł między cztery ściany, gdzie nikt nie mógł patrzeć na niego z niepokojem lub zaciekawieniem jak mieszkańcy wioski, których minęli po drodze. Staruszka wskazała mu miejsce przy stole.
- A więc...? - zaczął po jakimś czasie. - Obiecałaś mi, że powiesz mi, gdzie wywiało Kleszcza.
- Kleszcza? - zdziwiła się staruszka. - Dziwne imię, ale mniejsza o to... Mam jednak dla ciebie złe wieści. Twój kolega ma kłopoty.
- To wiem - niecierpliwił się Sylwester.
- W tym lesie od wielu lat grasuje bestia - powiedziała mu, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Pojawia się po nocach, szukając samotnych wędrowców włóczących się po lesie, porywa nasze owce i zdarzały się już przypadki, że ginęły i dzieci.
Tu zrobiła dramatyczną pauzę.
- Nazywamy ją Latającą Głową Kota!
- Co!? - Sylwester nie mógł powstrzymać się od śmiechu. - Przecież coś takiego nie ma prawa istnieć! To nawet zbyt durny pomysł na horror...
Mówiąc to, krztusił się ze śmiechu bez względu na "powagę" sytuacji.
- Widział kiedyś ktoś tę... głowę? - zapytał w końcu.
Staruszka wyglądała na zirytowaną, ale odpowiedziała :
- Nie.
- Skąd zatem te... przypuszczenia? - dopytał, nie zważając na ostry ton głosu rozmówczyni.
- Nie zostawia śladów, nigdy nie słychać jej kroków - słychać jedynie kocie miauczenie, a w ciemności błyszczą zawieszone w przestrzeni ślepia! - takie są relacje świadków, którzy przeżyli.
- Czyli... ona zabiła kogoś? - zapytał się Sylwester, w końcu obierając trochę poważniejszą postawę.
- Wiele lat temu - odpowiedziała mu jego rozmówczyni. - Od tego czasu żyjemy bardzo ostrożnie i nikt nie wychodzi sam po zmroku!
Nie uzyskał jednak żadnej odpowiedzi, bo jego rozmówczyni żwawym jak na swój wiek krokiem kierowała już się w obranym przez siebie kierunku.
***
Sylwester z niewielkim wstydem musiał przyznać, że momentami nie nadążał za staruszką, która najwyraźniej była zaprawiona w pokonywaniu leśnego terenu. Kilka razy próbował zacząć jakąś rozmowę, ale ona zawsze odpowiadała, że dowie się wszystkiego w swoim czasie, co powoli zaczynało go zwyczajnie wkurzać.
- Daleko jeszcze? - zdecydował się zapytać.
- Nie - odpowiedziała mu, zatrzymując się na chwilę, by przyjrzeć się znakom wyrytym na drzewie. - Już niedaleko.
- Umiesz to czytać? - zapytał z zaskoczeniem.
Ona uśmiechnęła się tylko i mruknęła coś do siebie, by z powrotem ruszyć przed siebie.
Po jakimś czasie dotarły do niego odgłosy typowe dla skupiska ludności. Nie były one intensywne, jak w Wichrogrzbiecie, ale dało się dosłyszeć strzępki rozmowy, dźwięk szurania, gwar. Przyśpieszył kroku, zostawiając nowo poznaną starszą panią w tyle. Dotarli do terenu, gdzie zaczęły zanikać drzewa, dając miejsce rozległej polanie, na której znajdowały się rzędy drewnianych chat. Sylwester poczuł zaskoczenie, bo pod terminem wioska wyobrażał sobie maleńką wieś o zaledwie kilku budynkach. To miejsce wyglądało jednak na dobrze rozplanowane i zadbane. W dużej mierze różniło się także od szarego i brukowanego Wichrogrzbietu. Między chatami znajdowały się drzewa, na których niekiedy widniały drewniane budki. Mieszkańcy owej wioski składowali w nich pożywienie, chroniąc je przed leśnymi stworzeniami.
- Jesteśmy na miejscu - odezwał się z tyłu głos staruszki.
Sylwester zatrzymał się, patrząc na grupę dzieciaków w wieku przedszkolny, ganiających po polanie za skórzaną piłką. Ujrzawszy jednak przybysza, zatrzymały się i wymieniły między sobą zaciekawione spojrzenia, nieraz wskazując na niego palcami. Niczym nie różniły się od przedszkolaków z miasta, ale miały lżejsze stroje i większość z nich chodziła po trwawie boso.
- Kto to? - zapytał jeden z chłopców, przyciskając do piersi piłkę.
Wyglądał na jakieś sześć lat.
- To jest gość i nie wolno wytykać go palcami - skarciła starsza pani. - Wracajcie do zabawy!
***
Po jakimś czasie znaleźli się w jej chacie, gdzie wyraźnie świeciła bieda, ale przynajmniej nie była ona tak szara i cuchnąca jak w Wichrogrzbiecie. Sylwester cieszył się jednak, że wreszcie dotarł między cztery ściany, gdzie nikt nie mógł patrzeć na niego z niepokojem lub zaciekawieniem jak mieszkańcy wioski, których minęli po drodze. Staruszka wskazała mu miejsce przy stole.
- A więc...? - zaczął po jakimś czasie. - Obiecałaś mi, że powiesz mi, gdzie wywiało Kleszcza.
- Kleszcza? - zdziwiła się staruszka. - Dziwne imię, ale mniejsza o to... Mam jednak dla ciebie złe wieści. Twój kolega ma kłopoty.
- To wiem - niecierpliwił się Sylwester.
- W tym lesie od wielu lat grasuje bestia - powiedziała mu, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Pojawia się po nocach, szukając samotnych wędrowców włóczących się po lesie, porywa nasze owce i zdarzały się już przypadki, że ginęły i dzieci.
Tu zrobiła dramatyczną pauzę.
- Nazywamy ją Latającą Głową Kota!
- Co!? - Sylwester nie mógł powstrzymać się od śmiechu. - Przecież coś takiego nie ma prawa istnieć! To nawet zbyt durny pomysł na horror...
Mówiąc to, krztusił się ze śmiechu bez względu na "powagę" sytuacji.
- Widział kiedyś ktoś tę... głowę? - zapytał w końcu.
Staruszka wyglądała na zirytowaną, ale odpowiedziała :
- Nie.
- Skąd zatem te... przypuszczenia? - dopytał, nie zważając na ostry ton głosu rozmówczyni.
- Nie zostawia śladów, nigdy nie słychać jej kroków - słychać jedynie kocie miauczenie, a w ciemności błyszczą zawieszone w przestrzeni ślepia! - takie są relacje świadków, którzy przeżyli.
- Czyli... ona zabiła kogoś? - zapytał się Sylwester, w końcu obierając trochę poważniejszą postawę.
- Wiele lat temu - odpowiedziała mu jego rozmówczyni. - Od tego czasu żyjemy bardzo ostrożnie i nikt nie wychodzi sam po zmroku!
A to niespodzianka: Latająca Głowa Kota?! Niesłychane, ale jakże ciekawe. Muszę się jak najszybciej dowiedzieć co jest grane ;)
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńZgłosiłaś swój blog na Pola Elizejskie, ale czy mogłabym prosić o podanie podkategorii science fiction Twojego opowiadania? Oprócz tych podanych przeze mnie na Polach są też inne podkategorie, jeżeli będziesz miała problem z zapoznaniem się z nimi to daj mi znać na Polach.
Pozdrawiam!
Dzięki :) , proszę zmień mi kategorię na fantasy high, bo to bardziej pasuje. Również pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń